8.08.2014

szpital psychiatryczny

Wracając do opowieści, dostałam skierowanie do szpitala psychiatrycznego, na oddział zamknięty. A właściwie dwa skierowania bo do dwóch szpitali gdyby w którymś mnie nie chcieli przyjąć asap. Wyszłam z gabinetu i pomyślałam - super, to przynajmniej wyniosę się od teściowej, będę sobie pomieszkiwać w szpitalu (dodam że nigdy nie byłam dłużej w szpitalu niż 4h a już na pewno nie w psychuszce). Zadzwoniłam jeszcze dla pewności do znajomej psychiatry jaką postawiono diagnozę. Potwierdziła że owszem, takie przypadki są kierowane na oddział zamknięty ale ona jako moja znajoma nie radziłaby mi pakować się do szpitala ze względu na ciążę. Co miała na myśli, nie wiem - brzmiało to ostrzegawczo. Dała mi kontakt do psycholożki zajmującej się kobietami w ciąży, przyjmującej w szpitalu gdzie rodziłam żebym się z nią skonsultowała przed finalnym pójściem do szpitala. Tak też zrobiłam. Gdyby ktoś potrzebował namiary na taką osobę w Krakowie - podam!
Pani psycholog wyjaśniła że nie jestem odosobnionym przypadkiem i że depresja poporodowa to niestety często następstwo tej trwającej przed lub podczas ciąży. Mało się o tym mówi, po prostu wszyscy te problemy raczej spychają na ciążę i 'humory' ciężarnej. Dostałam nakaz pójścia na terapię co najmniej 2 razy w tygodniu plus 'dogadanie' się z psychiatrą/psychologiem na telefoniczną awaryjną pomoc - czyli kiedy zechce mi się skoczyć z balkonu albo podciąć żyły to żebym miała jakiś punkt zaczepienia. Wiem że to może strasznie brzmi, ale dla mnie to było normą - myślenie o swojej śmierci jako o uldze.
Jeśli chodzi o terapię to oczywiście indywidualna, chodziło o spotkanie nie mające na celu  wyciąganie brudów z przeszłości a raczej ustabilizowanie stanu psychicznego. No i oczywiście psychotropy - codziennie sertralina a w awaryjnych momentach lek z grupy benzodiazepin. To leki niestety niebezpieczne dla płodu. Ale zadziałała tutaj zasada - wybieram mniejsze zło. Ale zanim zaczęło to cokolwiek działać minęły chyba ze dwa miesiące..to była udręka na maksa :( pakowałam się kilka razy do szpitala bo bałam się o to że coś sobie jak i dziecku zrobię. Z perspektywy czasu trochę żałuję że się nie zdecydowałam, ale mąż mój chyba nie chciał żebym go zostawiła i zostałam w domu bardziej dla niego...

1 komentarz:

  1. Muna... czuję, jakbym ten post pisała ja sama... jak sobie z tym radzić? Ja również ciągle myślę, co robić, by nie popełniać błędów mojej matki. Tak się na tym skupiam, że przestałam czerpać radość z wychowania i macierzyństwa... Od porodu tkwię w jakiejś czarnej dupie, jeżeli chodzi o mój nastrój... Napisz do mnie jeżeli będziesz mogła, bardzo potrzebuję o tym porozmawiać z kimś kto ma podobnie weronika7758@gmail.com

    OdpowiedzUsuń